W samolocie nie udalo mi sie usnac. We Frankfurcie bylam okolo 9 i mialam jakies 4 godziny czekania na samolot do Gdanska. Nie bylo sensu nigdzie ruszac sie z lotniska, tym bardziej ze przerazliwe zmeczenie dawalo sie ostro we znaki. Moj glowny cel: nie zasnac gdzies w przypadkowym miejscu. Sposob realizacji - zajac sie czymkolwiek. Co oznaczalo zmuszenie sie do zjedzenia jakiegos sniadania, albo bezsensowne krazenie po sklepach, ktore dla mnie i tak wolnoclowe nie sa, bo lece do Gdanska.
W koncu zostala mi godzina do odlotu. Znalazlam swoja bramke i dalej staram sie zabijac czas sluchajac muzyki i czytajac jedyna bezplatna angielskojezyczna gazete, jaka znalazlam: USA Today. Troche ponad godzinny lot do Gdanska minal bardzo szybko i wyladowalismy w zimnym, pochmurnym i jakze wietrznym Gdansku.
Jak dobrze, ze moja kochana rodzinka przywitala mnie na lotnisku. Jestem juz z wami nie tylko slowami, ale i cialem. Teraz blogowe zycie wraca na polska ziemie. Chyba bedzie mi brakowalo tych relacji i moich drogich czytelnikow. Postaram sie uzupelnic to co jest o zdjecia, ale dajcie mi troszke czasu. Wierzcie, ze selekcja nie jest latwa. Ale jak sie cos zaczelo, to i skonczyc nalezy. Buziaki dla wszystkich i mam nadzieje, ze do zobaczenia!