Obudzilam sie wczesnie. W takich warunkach oznacza to zaproszenie do odsloniecia zaslonek i otwarcia drzwi balkonowych. Wtedy ocean jest jakby blizej mnie, a nikt mnie nie wygania z lozka. W koncu okolo 9 poszlam na sniadanie na tarasie z widokiem oczywiscie. Jak zwykle sniadanie kontynantalne, wiec wciaz jestem glodna po jego zjedzeniu.
Dzis bylo plazowanie z wielkimi falami. Te fale sa wieksze ode mnie, wiec mialam przed nimi respekt. Zaczelam rozumiec, dlaczego hotel ma tez basen. Dopiero w basenie moglam sobie spokojnie poplywac bez zmagania sie z wielka woda.
Po plazowaniu pojechal do wioski. Mialam ze soba cala wielka torbe brudnych rzeczy po przygodzie z dzungla. Na szczescie znalezienie pralni jest tu bardzo proste i za dolara za kilogram nastepnego dnia odbieram torbe pachnacych, wyprasowanych rzeczy. A juz sie martwilam, ze tych rzeczy nie da sie uratowac.
W miasteczku nie ma nic ciekawego, poza sklepami z pamiatkami i knajpkami. Wlasnie stad opiywalam wam dzungle. No i maja plaze, jakze inna od mojej. Pelno na niej parasoli z jakimis kafejkami i kapiacych sie ludzi. Obok zacumowane sa kutry. Ja jakos wola moja bardziej kameralna plaze.
Postanowilam wrocic plaza do hotelu przy zachodzacym sloncu. Dlugo tak nie szlam i spotkali mnie mlodziency oferujacy konna jazde. Wytragowalam dobra cene i jechalam konno w strone slonka pusta, biala plaza. Wiem, ze to straszny kicz, ale bylo naprawde przyjemnie.