Witajcie :)
Wlasnie wrocilam z pieciodniowej dzunglowej wyprawy z Iquitos. Tak sie zlozylo, ze mialam prywatna wyprawe z Amazon Explorer. Bylo super. Wszystko opisze, jak tylko znajde chwilke wolnego czasu. W Iquitos to niemozliwe, gdyz juz jutro lece z powrotem do Limy i dzis zegnam sie z kolejnymi wspaniaymi ludzmi, ktorych spotkalam na swoich podrozniczych sciezkach.
A z Limy zamierzam szybko uciec gdzies. Jutro na terminalu autobusowym zadecyduje gdzie. Mam do wyboru gory lub plaze na polnocy. Pozyjemy zobaczymy. Do napisania zatem :)
Wstalysmy o 10 rano. Poranny zimny prysznic szybko przywrocil mnie do zycia. Pakuje manatki, ktore zawozimy do mojego hotelu, i idziemy na sniadanie do restauracji Texas. Tam spotykamy Hideto. Zamowilam English breakfast i dostalam ogromna porcje tostow, jajek sadzonych, parowke, grillowanych pomidorow i czegos co wygladalo na fasolke po bretonsku w wydaniu wegetarianskim. Oczywiscie, jak zawsze tutaj, pelna szklanka swiezutko wycisnietego soku owocowego. Nie wiem w jaki sposob, ale wszystko to zniknelo z mojego talerza. A w miedzyczasie, co tutaj nikogo nie dziwi, z chmury zaczelo mocno padac.
Sniadanie skonczylismy w poludnie i Bertien zaproponowala, ze zabierze mnie na farme motyli za miasto. Wiedziala, jak bardzo mi sie podobaly w dzungli. Jedzemi zatem na Butterfly Farm. Hideto chce jechac z nami. Idziemy wiec we troje do przystani lodzi. Po drodze jestesmy na targu i Hideto kupuje dla mnie grillowane dorodne, biale dzunglowe robaki. Kupuje sie je nabite po trzy na takiej dlugiej wykalaczce. Pierwszego zjada sam, a drugi ma byc dla mnie. Bertin robi mi zdjecie i moja mina mowi sama za siebie, jak bardzo chcialam zjesc tego robaka. Ale stalo sie. Jakos nie odczulam specjalnego smaku tego paskudztwa, a moze uspilam wszystkie moje zmysly.
Plyniemy kolektiwo do wioski i po 20 minutach marszu jestesmy na farmie. Od razu obskloczyly nas przyjacielskie malpki roznych gatunkow. Do czasu jak sie nie okazywalo przed nimi strachu, byly mile. Jeden krok do tylu uruchamial ich zlosliwosc i mozna bylo zostac nawet pogryzionym, szczegolnie przez jedna z nich. Oczywiscie malpki sa szczepione, ale to nic milego miec spotkanie z ich zebami.
W koncu przyszla wlascicielka i zabrala nas do otoczonego siatka miejsca, gdzie zyja motyle. Bylismy za pozno i wiekszosc z nich spala ukryta gdzies w roslinnosci ze zlozonymi skrzydlami. Trzeba je bylo budzic, by choc przez moment popatrzec na ich kolorowe skrzydelka. Ja zdecydowanie wole motylki na wolnosci. Szczegolnie pierwszy poranek w dzungli dostarczyl mi milych wrazen wzrokowych. Wszedzie ich bylo pelno w naszym dzunglowym domu.
Oprocz motyli na farmie jest jaguar, tapir, mrowkojad, papugi i wreszcie te obiecane weze. Wszystkie te zwierzeta trafily tu z nielegalnych zoo, ktorych tu pelno. Policja przywozi tutaj te zwierzeta czesto w foliowychworkach i zostawia bez zadnych srodkow na ich utrzymanie. Wtedy zaczyna sie pospieszne budowanie klatek z pieniedzy darczyncow. I tak to sie tu wszystko smutnie kreci, choc na szczesie zwierzeta traktowane sa z miloscia.
Po wizycie na farmie poszlismy cos zjesc. Padlo na plywajaca na rzece restauracje, do ktorej plynie sie stateczkiem. Miejse to strasznie luksusowe. Ma nawet plywajacy basen z krystalicznie czysta woda, ktora kontrastuje z brazowa woda rzeki. To zupelnie inny swiat. Ale w Iquitos sa tez luksusowe hotele i luksusowe lodge w dzungli dla bogatych turystow. Mi sie to nie podoba.
Na koniec wieczorny spacer po centrum Iquitos. Odczuwam drobny niepokoj, ze nie mialam czasu doglebniej poznac miasta. Jest tu tyle do zobaczenia i odczuwania. Mogia tego miejsca dziala i na mnie... jest naprawde wyjatkowe.
Tymczasem czas sie pozegnac i pojsc do swojego hotelu. Jutro rano samolot do Limy.