Dzisiaj moje urodziny. Oficjalnie dziekuje Wam za wszystkie zyczenia, ktore wciaz do mnie docieraja najrozniejszymi kanalami. Jestescie wszyscy wspaniali. Szkoda, ze nie ma Was tu ze mna dzisiaj. Pokazalibysmy Arequipie jak sie bawia Polacy. Ludzie, ktorych spotykam, a ktorzy byli w Polsce, doceniaja nasze imprezy, szczegolnie weselne.
Ale ludzie tutaj w Peru tez sa kochani. Dzisiaj w szkole dostalam wielki tort z 2 swieczkami. Wszyscy odspiewali Sto lat najpierw po hiszpansku, pozniej po angielsku. Na koniec mialo byc po polsku, ale oszczedzilam im uszu. Po spiewach i zdmuchnieciu swieczek trzeba tradycyjnie ugryzc tort, ktory jak sie mozna bylo spodziewac laduje nastepnie na twarzy jubilata. Taki sfatygowany totrt jest pozniej krojony i wszyscy jedza go z apetytem.
Po szkole w domu czekal na mnie uroczysty obiad i kolejny tort. Nawet kwiatki dostalam, co tutaj jest nie lada wyczynem. Maria byla bardzo zmartwiona, ze nie udalo jej sie kupic dla mnie kwiatkow z samego rana, ale jak wrocilam ze szkoly duzy bukiet stal na stole.
A teraz ide obejrzec sale w klubie gdzie odbedzie sie wieczorna czesc moich urodzin. Bedzie sporo ludzi ze szkoly i z rodziny, a takze z biura podrozy, z ktorym bylam w Colca Canyon. Zamierzam sie dobrze bawic. Wypijcie dzis za moje zdrowie :)
Impreza zaczela sie o 21.30 a skonczyla mocno po 4 rano. Przetanczylam cala noc. Chlopcy nie pozwalali dziewczynom usiasc przy stoliku nawet na chwilke. Muzyka byla przerozna od naszej europejskiej po latynoska. Do dzis bola mnie nogi bardziej niz po trzydniowym trekkingu.
A caly nastepny dzien spedzilam razem z Inez oraz Michealem i Angelo. Bylismy umowieni na wspolny lunch, a skonczylo sie na zwiedzaniu miasta, sciganiu na gokartach, grze w pilkarzyki, peruwianskim jedzeniu z muzyka na zywo itd.... tylko jakos wieczorem nie mielismy juz sily na kolejne tance.