Wstalam zgodnie z planem o 6:30. W nocy bylo koszmarnie zimno, wiec tym bardziej tesknilam za goracym prysznicem. Okazalo sie, ze nie tylko ja jestem rannym ptaszkiem i do 4 zajetych prysznicow ustawila sie 3osobowa kolejka. Panie opowiadaly, ze juz nie popelnia bledu z wczoraj, gdy w pozniejszych godzoinach nie bylo cieplej wody. Potwioerdza to teze, nie zatrzymujce sie na kempingu KOA w West Yellowstone. Koszmarnie drogo i tloczno i beznadziejnie.
W planach wjazd do parku i jak najszybsze zalogowanie sie na jakims kempingu. Nie mam rezrwacji, jest srodek sezonu, no i w materialach otrzymanych u wejscia do parku sa podane godziny zapelniania sie poszczegolnych kempingow. Ja jako swoj cel wybralam Canyon Village. Jakos tak spodobalo mi sie polozenie w srodku parku i spora odleglosc od West Yellowstone. Calkiem spory kawalek przejechalam (Yellowstone jest najwiekszym parkiem narodowym na swiecie) po to by zobaczyc tabliczke "Campground Full". No, ale jak juz tu przyjechalam,to co szkodzi zapytac o jedno malutkie miejsce dla malutkiego namiotu i jednej mojej osobki. Zadzialalo. Dostalam miejsce. Jak na nie dojechalam, to sie okazalo, ze amerykanska rodzinka biwakujaca obok miala zabukowane 2 miejsca, ale patrzac, ze jest taki natlok ludzi z jednego wlasnie zrezygnowala. No i mam, dgdzie mieszkac przez 2 noce. Pozniej zobaczymy...
Moje pierwsze wrazenie o Yellowstone. Strasznie tu tloczno i amerykansko. Ja po rozbiciu namiotu zrobilam gorna petle (jakies 100 mil jazdy samochodem). Glownie skoncentrowalam sie na obejrzeniu Mammoth. To ladna miejscowosc polozona przy wapiennych tarasach - takie troche wieksze Pamukkale (jak ktos byl w Turcji to wie, o czym pisze). Ale te niewielkie gorace zrodelka w Mammoth sa jedynie przedsmakiem tego, co czeka mnie jutro. Planuje dzien w krainie gejzerow.