Dzisiaj mial byc bardzo spokojny dzien. Dwa dni obozowania w tym samym miejscu relaksuja. Zamierzam objechac dookola Crater lake asfaltowka w parku narodowym, robiac sobie, jak na prawdziwego turyste przystalo, krotkie przystanki w miejscach zwanych "atractions".
Pojechalam w kierunku zachodnim i zaraz zostalam nagrodzona piekna panorama tego jeziora, powstalego w kanderze wulkanu. Jezioro jest efektem wybuchu wulkanu Mazama 7700 lat temu. Wierzcholek gory zapadl sie, tworzac krater. Kandera napelniala sie woda z opadow atmosferycznych 800 lat, tworzac najglebsze w USA jezioro slodkowodne (589 m glebokosci). Z tego miejsca mam pare ladnych fotek, ale ich zamieszczenie bedzie mozliwe, przy bardziej stabilnym dostepie do netu.
Kolejnym przystankiem bylo Discovery point - to tutaj w 1853 roku pierwszy bialy czlowiek zobaczyl to jezioro. Kolejny etap to Watchman - szczyt o wysokosci 2442 mnpm, z ktorego roztacza sie wspaniala panorama jeziora oraz zatopionej w nim Wizard Island - krateru sterczacego z niebiesciutkiej wody, pokrytego spalonymi drzewkami. Wlasnie tutaj spotkalam dwie rangerski, ktore namowily mnie na wejscie na najwysza gore w parku Mount Scott (2721 m.n.p.m.). Oczywiscie mnie 2 razy nie trzeba przekonywac na takie wycieczki, skoro jest to wykonalne jeszcze dzisiaj, to idziemy.
I moja spokojna wycieczka zmienila sie w trekking. Po obejrzeniu pumeksowych zboczy gor i zabraniu jednego egzemplarza ruszylam na szczyt. Szlak ma ok 4 km i pokonuje sie 404 metry przewyzszenia. Szlam jakies 1,5 godziny. Widok byl na cale jezioro, ale niestety pod slonce, wiec nieziemskich widoczkow nie bylo. To wiele tlumaczylo, dlaczego bylam o tej porze jedynym turysta na szlaku. Wracalam sluchajac Bairut z mojej MP3.
Ok 19 wrocilam na kemping i po dlugiej wyprawie do polozonych na drugim koncu kempingu prysznicow, zasnelam snem czlowieka sprawiedliwego.