Kazdej nocy spie o 2 godziny dluzej. Dzis moj sen skonczyl sie o 6 rano. Szybciutko i cichutko spakowalam manatki, aby nie obudzis wspoltowarzyszek i zeszlam na sniadanko. Nalesniki wychodza mi coraz lepiej.
Mala porazka - nie udalo sie kupic biletu do Limy - ale napisalam maila do mojej agentki w Polsce aby mi cos wyszukala. Zobaczymy. Do odlotu jeszcze ponad miesiac.
Za to w stajni samochodowej Hertz na Pine Street pelen sukces. Dostalam wieksze auto w cenie kompaktu, bo chcialam z GPS NeverLost system. No i jezdze sliwkowa Mazda6. Juz podczas dojazdu z wypozyczalni do hostelu ucieszylam sie, ze mam ten GPS. W SF jest siatka jednokierunkowych uliczek, wiec lepiej wiedziec gdzie jechac. Udalo mi sie nawet znalezc miejsce parkingowe niedaleko hostelu i zaparkowac na pochylej ulicy, pamietajac o skreceniu kol w strone kraweznika.
Pozniej juz tylko pakowanko i droga do Lassen Vulcanic Park. Wydawalo mi sie, ze z moim NeverLostem to zaden problem. I tak bylo na poczatku.... Szybciutko pokonalam wielopasmowe autostrady. Poczulam ta wolnosc, o ktorej mazylam, jadac tu. To jest to, o co chodzi. Uwoielbiam prowadzic duze samochody. Ale poczatek byl latwy... pozniej moj GPS wyprowadzil mnie na pokrecone wiejskie drozki, a nawet szuterek, ktory zakonczyl sie dead endem! Na szczescie oprocz wyboru najkrotszej drogi na tym GPS mozna wybrac "Mainways". To mnie uratowalo i w koncu jestem na kempingu Mt. Lassen/Shingletown KOA. Cena noclegu to jakies 30 USD za noc! To nawet drozej od mojego schroniska w SF. Ale drzewka, cienik, palenisko i spiew ptaszkow - bezcenne. Ciekawe czy mnie zjedza komary... w recepcji, ktorej jestem mozna kupic pelno preparatow antykomarowych. To zly znak. Chyba cos kupie.... Kupie tez drwa na opal, bo kazde poletko namiotowe ma takiego malutkiego grilla. Juz niedlugo bedzie spiewanie "plonie ognisko w lesie...."
A jadac tu na termometrze mialam temperatur 92 stopnie F. To chyba duzo. Zobaczymy jaka bedzie noc.