Kolejna noc przespana do polowy. Nie mam problemu z zasypianiem -> ok. 21 padam z nog. Ale spanie konczy mi sie jakos wczesniej niz moim pokojowym towarzyszkom. Dzisiaj juz o 4.30! Jak dotrwalam do cywilizowanej godziny 7, zeszlam na sniadanko. Pozniej czytanie przewodnika i kolejne organizacyjne sprawy. Kierunek - wypozyczalnia samochodow Hertz na Pine Street (na jutro mam tam rezerwacje na miesiac). Po drodze napotkalam salon T-Mobile, skoro sie sam nawinal, to zakupilam ten prepaidowy telefon i odzyskalam kontakt glosowy z rodzinka! Razem z telefonem i 50 dolarowym doladowaniem na gadanie zaplacilam jakies 80 dolarow - wiec chyba good deal. Zobaczymy jak sie bedzie sprawdzal w praktyce - na razie wiem, ze dziala i mozna dzwonic do Polski, oczywiscie do mamusi :)
W wypozyczalni powiedzieli, zeby jutro przyjsc wczesniej, bo maja maly wybor samochodow :(No, a jesli ja chce jeszcze z GPS, to w ogole moze byc kiepsko, bo do tego jakas specjalna instalacja jest potrzebna). Nie martwie sie tym na razie. Najwyzej bede tradycyjnym kierowca z mapa papierowa. I tak bede jezdzic glownie po prowincji, wiec tak latwo sie nie dam zgubic.
No i wkoncu czas na male zwiedzanie. Dzis mialy byc ladne widoczki - wybralam jakies blisko polozone - a wiec Russian Hill i widok na zatoke San Francisco. Spacer objawil kolejne strome uliczki i zabytkowe tramwaje na niektorych z nich. Na koniec wypelniona po brzegi ludzmi Fisherman's Wharf - dawna dzielnica rybacka. Dzis zaglebie turystycznej tandety i dzikich tlumow. Ale musze przyznac, ze zjadlam tu w jednej z knajpek najpyszniejsze owoce morza w zyciu. Polecam wiec rybki na Fisherman's Wharf. Do schroniska wrocilam przez China Town - robiace dosc przytlaczajace wrazenie cos a'la getto chinskie.
Teraz czeka mnie zakup biletu lotniczego do Limy. Jakos im bardziej szukam tam lotow, tym bardziej sie przekonuje, ze nie bedzie specjalnie tanio, i ze kupie lot dwustronny, bo w jedna strone kosztuje prawie tyle samo.