Wrteszcie jest! Dzien pierwszy wyprawy. Noc przespana niespokojnie w nowym miejscu, ale domowe sniadanko z bratem, przygotowane przez mame, wynagradza wszystko. Na lotnisko odwiezli mnie rodzice. Bylismy przed 7. Pozegnanie krotkie w dlugasnej kolejce do odprawy. I w koncu zostaje sama - ja i moj bagaz, ktory dopiero teraz pospiesznie obwieszam zawieszkami teleadresowymi. Wciaz nie dociera do mnie, co sie dzieje. Przeciez nie raz latalam na trasach europejskich. Z Frankfurtu jeszcze blisko do domu!
Poltorej godziny lotu minelo spokojnie. Lubie latac Embraerkami!
No i w koncu lotnisko we Frankfurcie - "troszke" wieksze niz nasze Rebiechowskie. Wciaz nie moge sie zdecydowac, co ze soba zrobic przez te 7 godzin czekania na samolot. Najpierw spacer po lotnisku w poszukiwaniu bramki, gdzie bede musiala sie zglosic przed odlotem. Przebylam spore odlegolosci, ale jest. Wracajac patrze na ludzi pozwijanych na niewygodnych siedzonkach, probujacych zlapac troche snu, nie wypuszczajac z objec swojego bagazu podrecznego. Decyzja podjela sie sama - nie chce czasu we Frankfurcie spedzic jak oni! Jade do Centrum. Powiem szczerze, to byl moment, od ktorego poczulam, ze jestem na wakacjach.
Do Centrum latwo dojezdza sie pociagiem podmiejskim - jakies 5 przystankow (niecale 20 min) i sie jest. Wychodze na swiat i w ramach przygotowania do wyprawy amerykanskiej, odwiedzam Mc Donaldsa. Pozniej kilka godzin spacerowalam sobie po miescie. Frankfurt zapamietam jako nowoczesne miasto, w ktorym nowoczesne, biznesowe dzielnice oplecione sa wianuszkiem tureckich uliczek - takich troche z innej bajki. No i z przyjemnoscia spaceruje sie sciezka wzdluz rzeki. Przygode z Frankfurtem koncze zimnym niemieckim piwkiem na placu przed Europejskim Bankiem Centralnym z widokiem na tandetny pomnik naszej europejskiej waluty. Wracam na lotnisko.
Dalej juz tylko byly emocje zwiazane z dlugim lotem poteznym samolotem United Airlines. Ja siedzialam przy oknie, a kolo mnie siedziala pani Danuta, ktora matkowala mi cala podroz i zostawila swoj adres i telefon, tak w razie czego. Mam tez oczywiscie zaproszenie do Sacramento, jak bym tylko znalazla czas i miala ochote poznac jej amerykanska rodzine. 11 godzin lotu ciezkie, ale nie tragiczne. Nawet udalo mi sie troche zdrzemnac. Podchodzac do ladowania z okna widzialam piekny widok na San Francisco i Golden Gate, Alcatraz oraz wbijajacy sie w morze pas do ladowania. Powiem szczerze, ze ladowanie nad woda bylo troche straszne...
I wreszcie jestem w USA. Bez problemu ja i moj bagaz przechodzi wszystkie formalnosci. Pozegnanie z pania Danuta i ide szukac pociagu BART do Centrum. Mija jakies 25 minut jazdy i wysiadam na Powell Station. Oczom moim po wyjsciu na powierzchnie ukazuje sie rozswietlone, zatloczone i glosne miasto. Bez problemu znajduje droge do mojego hostelu przemierzajac siatke ulic. Marze o prysznicu i lozeczku. W koncu sie melduje i dostaje klucz do mojego czteroosobowego pokoju. Mieszkam z dwiema Koreankami i Niemka. Chwile rozmawiamy, ale ja dzis nie bede towarzyska. Przykladam glowe do poduszki i mimo wlaczonych swiatel zasypiam natychmiast.