Wstalam dosc wczesnie. Na szczescie deszcz okazal sie byc jedynie nocny. Ale absolutnie wszystko na zewnatrz jest mokre. Na szczescie palmowy dach ochronil mnie i moje spanie wystarczajaco. Tylko suszace sie pod moim lozkowym dachem pranie jest tak samo mokre jak zaraz po wypraniu.
Po sniadaniu i uprzatnieciu obozu wedrujemy do kolejnej wioski, skad mamy plynac lodzia do Tamachacu. Z Tamachacu plyniemy lancza do Iquitos. Szlismy jakies dwie godziny. Na niebie swiecilo slonko. W koncu dotarlismy na miejsce. Znowu instalujemy sie u jakiejs zaprzyjaznionej rodzinki i Hideto przygotowuje lunch.
Bertien tymczasem wypatrzyla nad rzeka takie male lodki z pnia. Zapytala, czy chce sprbowac jak sie plywa takim czolnem. Najpierw chcialysmy poplynac we dwie w jednej dwuosobowej lodzi. Juz wsiadajac przezylam pierwsza wywrotke, a pòzniej na srodku rzeki kolejna. Na takiej lodce trzeba umiec zlapac rownowage, co przy dwoch osobach, w tym jednej nowicjuszce, jest trudne. Wywrotka na srodku rzeki oznacza mniej wiecej to, iz trzeba ja odholowac do brzegu, gdyz wsiasc do niej z wody sie nie da.
W koncu postanowilam samodzielnie sprobowac swoich zdolnosci obslugi prostej lodki. Tym razem poszlo mi znacznie lepiej i dzielnie wioslowalam jednym wioslem przed siebie. Bertien plynela przede mna. Po pokonaniu kilku rzecznych zakretow postanowilysmy wrocic. Na niebie pokazaly sie nam czarne chmury. Ledwie doplynelysmy i zaczelo padac, znowu naprawde intensywnie. Nasza lodz, ktora mamy zaraz plynac nie ma dachu.
Na szczescie deszcz wprawdzie mocny, ale trwal krotko. Pakujemy nasze manatki do nieco wiekszej lodzi niz te malutkie czolenka, ktorymi plywalysmy z Bertien i ruszamy. Siedze na dziobie i zachwycam sie pieknem waskiej rzeki. Po deszczu na wodzie maluja sie niesamowite refleksy. No i ta dzunglowa roslinnosc, ktora jeszcze nie nauczyla sie jak opoanowac rzeke, ale jest jej bardzo, bardzo blisko.
Doplywamy po ponad godzinie. Nasz statek do Iquitos odplywa o 23, wiec mamy sporo czasu. Znowu goscimy w czyims domu. Przed odplynieciem statku Nelson i Bertien ida zainstalowac tam nasze hamaki, by bylo gdzie spac. Pewnym miejsca mozna byc jednak jedynie, gdy sie w tym hamaku jest od momentu zawieszenia. Jakos nie bylo ochotnikow, ktorzy chcieli zostac na statku. Nie wiadomo zatem czy bedziemy mieli miejsca lezace.
W koncu wieczor i instalujemy sie na statku o jakze wymownej nazwie Titanic. Na dole w ladowni pelno ananasow i troche ludzi. Na gorze w czesci pasazerskiej ogromna ilosc hamakow i ludzi w nich zatopionych. Jedzie tez z nami cale poranne zaopatrzenie piekarni w Iquitos - z sufitu zwisaja zapakowane w work bulki w ilosciach hurtowych. Z naszych pieciu hamakow ostal sie jeden, co i tak ponoc stanowi sukces.
W koncu odplywamy. Nie chce mi sie spac, a skoro jestem na Titanicu, to poszlam zobaczyc jak wyglada Amazonka z dziobu statku noca. Siedzialam tak dobra godzine i nie moglam nacieszyc oczu potega rzeki oraz magia nieba. W koncu poszlam spac. Nie wiem kiedy zasnelam i trzeba bylo wysiadac. Byla 4 rano.
Zawiezlismy nasze rzeczy do biura Amazon Explorer i Bertien zabrala mnie do siebie na noc. Ona wynajmuje mieszkanie i nie wolno jej nikogo zapraszac, ale powiedziala ze jakos to wytlumaczy wlascicielce. Bertien oddala mi swoje lozko, a sama spala na podlodze.