Rano powedrowalam na dworzec autobusowy i zaczelam rozgladac sie za moim transportem do Potosi. Wszystkie autobusy odjezdzaja o 10 rano. Z tego co sie zdazylam zorientowac cena jest ta sama 30BS (4USD), ale standard autobusu sie rozni. Jak juz wypatrzylam autobus, ktory mi sie w miare podobal, zakupilam bilet.
Odjezdzamy. Za oknem piekne widoki na gory, miasto Uyuni i solar.Ciagle jedziemy szutrowa droga wykuta w skalach. Za oknem straszne przepascie i oczywiscie zadnych barierek. Dodatkowo prawie na calej dlugosci trasy sa roboty drogowe i autokar pokonuje niemilosiernie wyboiste gorskie objazdy. O jakosci tej drogi niech swiadczy to, ze odleglosc okolo 200 km autokar pokonuje w 6 godzin.
W koncu planowo okolo 16 dojezdzamy do Potosi. To gornicze miastowita nas calkiemintensywnym deszczem. To moj pierwszy desazcz od 2 miesiecy! Dlaczego akurat teraz, gdy mam na sobie dwa plecaki i musze znalezc jakis nocleg. Nie pozostaje nic innego jak wziac taksowkedo poleconego przez spotkanych turystow hostelu Koala.
Hostel okazal sie byc bardzo przywoity. Nie ma za duzoturystow, wiec dostaje trzyosobowy pokoj z lazienka do wylacznej dyspozycji. Jak sie tylko zainstalowalam i podlaczylam wszelkie urzadzenia, potrzebujace doladowania do pradu, wyruszam do miasta cos zjesc.
Potosi polozone na wysokosci 3977 mnpm to siatka stromych uliczek i stojacych przy nich domkow z czerwona dachowka. Nadmiastem goruje gora, z ktorej wciaz tradycyjnie wydobywa sie srebro. Codziennie w gorze w kopalniach pracuje okolo 15000 gornikow. Na jutro zakupilam wycieczke do jednej z wciaz otwartych kopalni. Zobaczymy jak to zniose z moja klaustrofobia. Ale jak tu nie odwiedzic ¨Gory, ktora zjada ludzi´. Brzmi strasznie, ale tak tu ta gore nazywaja.