Dzisiaj wczesne wstawanie o 4 rano. Spimy wszyscy w jednym pokoju. Na szczescie znowu nie bylo tak strasznie zimno, jak wszyscy straszyli. Jakos udal nam sie wygrzebac i o 4.30 siedzimy w naszym jeepie. Tak wczesna pora podyktowana jest tym, by zdazyc na najwieksza aktywnosc tutejszych fumeroli Sol de Manana.
Poczatkowo jedziemy w calkowitych ciemnosciach. Stopniowo robi sie coraz jasniej. Nagle na tle ciemnych jeszcze gor pojawiaja sie biale obloczki z pary. Dojezdzamy na miejsce jako pierwsi i mamy mozliwosc podziwiac wschod slonca wsrod oparow fumeroli. Niezwykle zjawisko. Ale choc to co wypluwaja fumerole gorace jest przerazliwie zimno. Wyjecie dloni z rekawiczki by zrobic zdjecie bylo bardzo bolesne.
W koncu przyjezdzaja kolejne jeepy. Zaczyna robic sie tloczno. My szybko sie ewakuujemy i jedziemy do goracych zrodel, gdzie odwazni moga sie wykapac. Na zewnatrz wciaz temperatury ponizej zera.
Znowu jestesmy pierwsi i cieszymy oczy niskim, wschodzacym sloncem nad termalnymi wodami. W wodzie brodza flamingi, ktore jak sie okazuje tez lubia kapiel termalna. Ja nie bylam na tyle odwazna by wskoczyc do niewielkiego basenu z goraca woda. Za to zanuzylam w tej wodzie moje zmarzniete nogi. Paluszki u stop byli ma za to bardzo wdzieczne. Znowu po jakims czasie przyjezdzaja kolejne jeepy i zaczyna sie robic tloczno. My w tym czasie udajemy sie na sniadanie.
W koncu jedziemy dalej. Po drodze przystanek przy Laguna Verde. sama nazwa wskazuje, ze jest to niebieskoowoda laguna. Do tego oczywiscie w wodzie mozna ogladac odbicie okolicznych wulkanow.
Dalej to juz droga do granicy Chillijskiej, gdzie zegnamy sie z naszymi wspoltowarzyszami z Nowej Zelandii i UK. My z Julie jedziemy dalej zpowrotem do Uyuni. Poniewaz jestesmy tylko dwie musimy przesiasc sie do innego jeepa.
Droga powrotna to 8 godzin w jeepie. Na szczescie po drodze dostalismy lunch. Krajobrazy za oknem juz znajome, wiec nie robia takiego wrazenia. Zreszta wieksza czesc trasy to juz zwykla, choc oczywiscie szutrowa, droga. Dobrze, ze mam ze soba MP3, to jakos mi minal ten czas.
w Uyuni jestesmy ok 18. Zabieram moj dobytek z biura podrozy (na szczescie wciaz tam byl) i ide szukac hotelu na ta noc. Z polecenia ide do hotelu Julia w samym centrum. Jego najwiekszym atutem jest nielimitowana i przez 24 godziny na dobe goraca woda w prysznicu. Spedzam pod nim ponad pol godziny i wreszcie zasypiam w miekkim lozeczku.