Autokar okazal sie byc super. Cieszylam sie z ogrzewania, gdy szyby zaczely od wewnatrz pokrywac sie gruba warstwa szronu. Okolo 4 rano skonczyla sie droga i jechalismy jakims strasznym szutrem. Za oknem ciemnosc, wiec tylko ogromny halas i nieustanna trzesiawka. O spaniu nie moglo byc nawet mowy.
W Uyuni jestesmy przed 9. Okazuje sie, ze Australijczycy jada dokladnie na ta sama wycieczke, co ja. Znajdujemy nasze biuro podrozy i okazuje sie, ze mamy jeszcze jakies poltora godziny do odjazdu naszego jeepa. Czas wyklorzystuje na obejrzenie Uyuni, ktore sklada sie z glownego placu i zaledwie paru ulic, oraz zakupu prowiantu na droge.
W koncu wracam do biura i okazuje sie, ze jednak nie jedziemy razem. Trafiam do jeepa, w ktrym juz sa para Nowozelandczykow, Brytyjczykow oraz Julie z Belgii. Zabieram ze soba pospiesznie spakowany niewielki plecak. Cala reszte zostawiam w biurze podrozy zamknieta na klodke i mam nadzieje, ze ja zastane po powrocie.
Pierwszy przystanek to oddalone zaldedwie o kilometr jazdy od miasta cmentarzysko starych lokomotyw i wagonow kolejowych. Oni tego nie zlomuja, tylko wywoza troche za miasto. Pieknie to zelastwo prezentuje sie na tle gor. Nie wiem ile lat ma ten sprzet, ale wyglada dosc egzotycznie. No i wszedzie mozna wejsc i wszystko mozna dotknac. Takie dziekie muzeum.
Zaraz pozniej jedziemy naszym pojazdem na solar. Znowu przystanek w wiosce, gdzie ludzie obrabiaja zebrana z solaru sol. Zaraz za wioska usypane piramidki soli z solaru. Kawalek dalej zbudowany z soli hotel, gdzie wszystko za wyjatkiem dachu to sol. Witajcie w solnym, bialym swiecie.
W koncu czeka nas dluzsza jazda przez plaska jak stol solna pustynie. Mimo okularow slonecznych i przyciermnianytch szyb w jeepie, oczy szybko sie mecza. Dojezdzamy do Isla del Pescada, czyli porosnietej gigantycznymi kaktusami skalistej wyspy posrod bieli solaru. Tutaj jemy lunch, przywieziony na dachu naszego jeepa i podany nam przez Alberto - naszego kierowce, przewodnika i kucharza. Oczywiscie jedynym jezykiem komunikacji jest hiszpanski.
Po lunchu razem z Julie robie obchod wyspy. Skaczemy po sklach posrod wielkich kaktusow. Niektore maja tabliczki, wskazujace na ich wiek, przekraczajacy 1000 lat. Widoki z wyspy piekne. Ciemne skaly i kaktrusy kontrastuja z biela solaru. Na koniec zabawa z solnym jeziorem i mnostwo fotek z biela i nami w rolach glownych.
W koncu jedziemy dalej. Jakas godzina dzieli nas od naszego solnego hotelu, w ktorym dzis spimy. Hotel super. Sciany i lozka sa zbudowane ze solnych cegielek. Na podlodze wysypane biale brylki soli. Jemy kolacje przy solnych stolach, siedzac na solnych krzeslach. Jakos prosba: ¨Could you pass me some salt, please!` nabiera w tym miejscu nieczo innego znaczenia.