Dzisiaj spalam do poludnia. Nawet wliczone w cene pokoju sniadanko serwowane w pobliskiej restauracji pomiedzy 8 a 10.30 nie bylo w stanie skusic mnie, zeby wstac. Za drzwiani mojego pokoju slyszalam jakies glosy. Chyba nie pisalam, ze moj pokoj wychodzi w sam raz na tutejszy living room. Zeby pojsc do lazienki musialam wiec przemaszerowac w nocnej koszulce przez glowny pokoj spotkan towarzyskich. To nie jest duzy hostel, wiec i tak predzej czy pozniej wszyscy sie poznamy.
Za drzwiami spotkalam Weronike z Niemiec i jeszcze dwoch chlopakow - jeden z Ekwadoru a drugi z Australii. Tez dopiero przyjechali i nie za bardzo wiedza co dalej. Moj plan jest prosty - kupic bilet autobusowy do Arequipa na srode. Chlopcy z recepcji powiedzieli, ze moge to zrobic w jednym z ich hosteli. Nie bylam przekonana do tego pomyslu - zawsze to posrednik, ale jak mi sie nie uda kupic na miescie to zawsze moge tam pojsc.
No i w koncu Lima na wlasna reke po raz pierwszy. Moj hostel jest przy placu Kennedy w eleganckiej jak na tutejsze warunki dzielnicy Milaflores. Na ulicy glosno i tloczno. W przewodniku dosc kiepskie mapki i na zadnej nie mam Limy w jako takiej calosci. Zeby kupic bilet musze przemiescic sie do centrum. Tylko jak... na ulicach pelno busikow i taksowek, pozostaje pytanie jak ich uzyc bez znajomosci jezyka i systemu poruszania sie po miescie.
Postanowilam jednak zajrzec doi tego hostelu, gdzie mozna kupic bilet autobusowy. Mialam zapytac o Carmen. Spotkalam Carmen razem z Chrisem. Chris jest z Kanady. Prowadzili zacieta dyskusje i nie zwracali na mnie zupelnie uwagi. W koncu musialam im przeszkodzic i okazalo sie, ze nie da sie dzis tu kupic biletu z powodu systemu komputerowego. Jak widac jest mi pisane pojechac dzis do centrum. Zapytalam jak to zrobic.
Chrisa ujela wizja polskiej dziewczyny pierwszy dzien w Limie bez jakiejkolwiek zbnajomosci hiszpanskiego. Stwierdzil wiec, ze chetnie pokaze mi jak w praktyce wyglada poruszanie sie po Limie. No i w taki sposob zostalam dokladnie przeszkolona z ukladu glownych ulic w Limie, punktow orientacyjnych, sposobu nazywania ulic i w jaki sposob na autobusach opisywane sa trasy ich przejazdu. Co wiecej pojechalismy razem po ten bilet. Dodatkowo Chris powiedzial, ze jakbym chciala gdzies pojsc do jakiegos miejsca po drodze, to mnie tam zabierze.
Zlapalismy autobusik jadacy ulica Arequipa do Tacna. Sa to takie mikrobusiki z wiecznie otwartmi drzwiami i chlopakiem pokrzykujacym na przechodniow, aby wsiedli do srodka. Tutaj biznes autobusowy to ciezki kawalek chleba. Trzeba walczyc o pasazerow. Kto pierwszy ten lepszy. Oczywiscie zasady ruchu droogowego sa tu na dalszym miejscu. Nie sadze aby istnial jakis rozklad jazdy. Taryfy za przejazd zaleza od dystansu i kosztuja ok 1 do 1,5 soli (1 dolar = 3 sole). Bez poblemu dotarlismy na terminal autobusowy Cruz del Sur. Bilet do Arequipa w wygodnym autobusiku z rozkladanymi siedzeniami kosztowal mnie jakies 86 soli. Jade w srode o 17.45. Podroz zajmie jakies 15 godzin.
Zrobila sie 17.30 i zaczynalo sie sciemniac. Zaczal padac tutejszy deszcz - czyli cos na ksztalt skraplajacej sie mgly. Ponoc codziennie zima maja tu taki deszcz wieczorny. W drodze powrotnej zaszlismy jeszcze na tak zwany Black Market - tutejsze centrum handlowe, gdzie mozna kupic doslownie wszystko. Zobaczylam tam pieczone swinki morskie. To ponoc tutejszy przysmak. Oni je po prostu przekrajaja na pol i piecza na grilu
W hostelu bylam ok 21. Okazalo sie, ze przybylo nieco ludzi. Byly dwie dziewczyny z Holandii, Amerykanka no i trzech naszych hostelowych opiekunow. Spedzilam bardzo mily wieczor znowu piwkujac. A po polnocy byly tance. No i przeszlam lekcje salsy. To nie jest takie proste. Ale nauczyciele byli cierpliwi. Z dobrym partnerem zatanczysz wszystko. I znowu poszlam spac o 5 rano.