Dzisiaj w planach gorolazenie. W koncu jestem w pieknych mlodych gorach, ktorych szczyty wznosza sie powyzej 3000 mnpm, a najwyzszy Grand Teton jest czterostysiecznikiem. Wybralam Amphitheater Lake - okolo 1000 metrow podejscia do jeziorka polodowcowego schowanego w gorach. Smieszne, bo rano dostalam SMS od Michala W., ktory napisal, ze byl na tym szlaku - to taka fajna poldniowa wycieczka. Tymczasem, wg informatopra, ktory dostalam: 9,6 miles roundtreep. 8 hours, 3100 foot total climbing, strenous. No nic, przekonam sie we wlasnych nogach, jak to jest z tym szlakiem.
Szlak zaczynal sie z Loopone Meadows, wiec musialam dojeczac jakies 20 mil. Jakims fuksem znalazlam miejsce parkingowe i pozno, bo ok 10.30 ruszylam na szlak. Przeszlam moze 0,5 mili i na wyciagniecie reki mialam sarenke. Patrzyla na mnie swoimi ogromnymi czarnymi slepkami nie wykazujac strachu. Szlam dalej i zobaczym grupke ludzi wpatrujacych sie w dol doliny w jakies krzaki. Okazalo sie, ze tam byl niedzwiedz jedzacy jagody. Na szczescie nie zwracal na nas specjalnie uwagi, ale ja postanowilam nie chodzic w odosobnieniu i przylaczyc sie do jakiej grupki trekkingowcow.
Najpierw szlam za jakimis wspinaczami, ale byli strasznie szybcy. Moj strach przed niedzwiedziem gnal mnie za nimi, ale w koncu sie zatrzymalam by zlapac oddech i lyknac wody i spotkalam Amy - z ktora juz przemierzalam caly szlak gaworzac intensywnie. Jej maz byl tu wczoraj, a teraz ma dyzur przy ich 5 dzieci, wiec Amy ma szanse isc w gory. Podziwiam determinacje.
Podejscie do jeziorka dosc nuzace. Pokonuje sie wiele zakosow bez specjalnych widokow, ale jak sie dojdzie do Surprise lake (polozone na wysokosci 9540 stop- musicie sobie przeliczyc na metry), a pozniej do Amphitheater Lake (9698 stop) to widoki na wode i najwyzsze gpry Grant Teton wynagradzaja caly wysilek. To niesamowite, ze zaczyna sie trekking gdzies z wysokosci 2000 mnpm, idzie w gore jakies 1000 m, a najwysze szcztyty sa wciaz wysoko. Tutaj szlaki dla zwyklych smiertelnikow omijaja szczyty - sa one osiagalne jedynie dla wspinaczy, ktorych sporo na kazdym kroku.
Cala wycieczka z przystankiem przy jeziorkach zajela mi jakies 6 godzinek. Pozniej pozostala decyzja co dalej. Jakos rozmazylam sie perspektywa kapieli na tej cudownej plazy w Colter Bay i wrocilam na ten sam kemping, mimo iz musialam nadlozyc drogi.
Po kolacji przebralam sie w stroj i poszlam na plaze z nadzieja na przyjemne wieczorne plywanie i... spokojna woda zamienila sie w dosc groznie wygladajaca wielka wode z falami. Bylo zimno i wialo. No, ale jak juz tu przyszlam i specjalnie wrocilam na ten kemping to nie po to by sie poddac na koncu. No i wykapalam sie w tym jeziorku, budzac zdumienie przechodniow. Where are you from? - pytali. Z Polski, oczywiscie...