Dzisiaj planowalam spokojny dzien, w ktory przemieszcze sie do kolejnego parku narodowego - sasiadujacego z Yellowstone na poludniu Grand Teton. NIe mialam zadnych bardziej szczegolowych informacji na jego temat, wiec chcialam dojechac do Visitor Center, znalezc jakis kemping, zrobic niewielki spacerek i zaplanowac jakis trekking na jutro.
No i trafilam do Colter Bay. Poniewaz dostalam namiary na mily spacerek brzegiem jeziora Jackson, to zostalam tu na kempingu. Po rozbicu namiotu zrobilam wymarsz i ku mojemu zdziwieniu tuz przy kempingu znalazlam przesliczna plaze przy gorskim jeziorku. Widoczki oszalamiajace na masyw Grant Teton, no i tloczna specjkalnie nie bylo. Decyzja prosta - wracamy po kapielowki i chlub do wody do takiegi troche wiekszego Morskiego Oka. Warto bylo! Po dwoch tygodniach podrozowania rozprostowac kosci w krystalicznie czystym gorskim jeziorku to wielka frajda.
No i zostalam na plazy troche za dlugo i zostalo mi malo czasu na spacer. W takim razie bedzie to wieczorny spacer. Mial byc krociotki - ok 3 mil do dwoch jeziorek, a zakonczyl sie 9 milowym (ok 15 kilometrow) marszem na sam cypelek Hermitage Point. I znowu wszedzie bylam zupelnie samiutenka. Ja, przyroda i od czasu do czasu muzyczka z MP3. Mam czas na przemyslenia, oj mam :)
Po powrocie na kemping i biwakowej kolacji poszlam szybciutko spac. Na kempingu kladzie sie spac wczesnie, jak sie zrobi ciemno. Wtedy miedzy drzewami widac gwiazdy i plonace gdzieniegdzie takie male ogniska na poszczegolnych poletkach namiotowych. Szczesliwie ta noc nie byla taka zimna :)