Po wczorajszych pozegnaniach, zostaly dzisiejsze przed ostatecznym wejsciem do autobusu, ktory zabierze mnie dzis do Puno. Wysiciskalam sie z Maria, Pepe i Malena, ktorzy jakims dziwnym trafem przechodzili pod moim domem o 7 rano, no i Carlosem, ktory odwiozl mnie na dworzec autobusowy. Wszyscy oni na dlugo pozostana w mojej pamiec i sercu. Oczywiscie mam stale zaproszenie do Arequipa i moge mieszkac przynajmniej w trzech domach do wyboru.
Autobus Cruz del Sur wyjechal punktualnie o 8 rano. Siedzonka wygodne i duzo miejsca na nogi. Nawet jakies snacki na sniadanko dostalismy. Niecale 300 kilometrow autobus pokonuje w 6 godzin. W Peru nalezy nieco inaczej patrzec na czas pokonywania odleglosci. Za oknem piekne widoki na gory, jeziora, flamingi, lamy i alpaki.
W Puno jestem okolo 13. Na dworcu czeka na mnie wlasciciel hotelu Helena Inn. Sprawnie taksowka dojerzdzamy na miejsce. Hotel super z widokiem na jezioro i goracym!!! prysznicem. Spedzam pod nim cale pol godziny. Jak ja przezylam ten poprzedni miesiac bez goracej wody nie mam pojecia.
Doprowadzam sie do porzadku i wychodze na miasto. Hotel znajduje sie jakies 100 metrow od Plaza de Armas - glownego placu z katedra. Oczywiscie tutejszy Plaza de Armas nie umywa sie do tego w Arequipa, ale mimo to przyjemnie przysiasc na schodkach katedry i podziwiac niewielkie zabudowania przy placu. Tutaj odpoczywa sie czesto. Puno polozone jest na wzgorzach, ktore zaczynaja sie od poziomu jeziora Titikaka czyli 3812 mnpm. Pokonywanie uliczek to w gore to w dol szybko przyprawia o zadyszke. Ciesze sie, ze przed przybyciem tutaj mialam zaprawe na Misti, choc pewnie powinnam wybrac odwrotna kolejnosc.
Samo Puno nie powala na kolana. Glowna turystyczna uliczka Lima pomiedzy dwoma glownymi placami w miescie to takie Zakopianskie Krupowki. 100% nastawienie na turystow. Szybko znajduje biuro, z ktorym jutro zamierzam wybrac sie na wyspy jeziora Titikaka. Kupuje tez bilet autobusowy do La Paz. W czwartek jade do Boliwii po kolejna porcje wrazen.